wtorek, 16 września 2014

Rozdział 34.

Czy każda normalna studentka systematycznie wpada w kłopoty?
Chyba nie, ale zacznijmy od tego, że wcale nie jestem normalna, a nawet jeśli to nie mam przeciętnego życia. Jednak, nigdy nie spodziewałam się, że spotykając się z Niallem, będę narażona na tyle niebezpieczeństw. Obelgi od fanów to nic, w porównaniu do napalonych fotografów.
Szczęście na prawdę mi towarzyszy, ale jak to mówią: przeciwieństwa się przyciągają, a co za tym idzie - pech nie pozostaje mi dłużny.
Moja wycieczka z Gregiem na zaplecze, oczywiście, skończyła się dobrze. Koleś został przyłapany na dobieraniu się do moich spodni i teraz znajduję się pod specjalnym nadzorem agenta Horana. Nie opuszcza mnie nawet na krok, ale nie mam nic przeciwko. Na prawdę zaczęłam się bać ludzi. Tyle razy ktoś na mnie napadł, pobił czy okradł, że zaczęłam na miasto wychodzić z tłuczkiem do mięsa. Zawsze to jakaś broń, a jednocześnie legalna.
Chciałam po prostu posiedzieć pod kocem, z kubkiem herbaty w dłoni. Nie miałam ochoty pakować się w nowe oferty pracy czy inne tego typu sprawy. Pragnęłam być tylko ja i mój ukochany. Jednocześnie, miałam dość użalania się nad sobą.
Każdego wieczoru, przyglądałam się swojemu pierścionkowi zaręczynowemu, zachwycając się swoim życiem. Wcale nie spieszyło mi się ze ślubem, ale Niall potrafił mówić o tym godzinami. Słyszałam jego rozmowy z rodziną. Planował wyjazd do Mullingar, gdyż właśnie tam chciał złożyć przysięgę małżeńską. Oczywiście, nie miałam nic przeciwko temu. Skoro to jego marzenie - pójdę za nim bez kręcenia nosem.
Czasem, próbowałam w czymś pomóc, ale nie dopuszczał mnie do tego, jakby bał się, że pomieszam mu to, co już załatwił. Czułam się jak dziecko, odrzucone przez ciężko pracującego rodzica. Do tego, Olivia także była tym bardzo zaaferowana. Kompletnie nie rozumiałam ich ekscytacji, ale nie chciałam jakoś specjalnie przeszkadzać.
Liv twierdzi, że moim zadaniem jest czuć się jak księżniczka, bla bla bla. Piękną, białą suknią nie pogardzę, ale reszta nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Nie obchodzi mnie czcionka, jaką będą napisane zaproszenia. Mam gdzieś czy obrusy będą zielone czy fioletowe. Chcę po prostu spędzić czas z najbliższymi. Nie byłam świadoma, jak długo mogą trwać takie przygotowania. Tak czy inaczej, wolałam trzymać się z boku.

Już dwa miesiące później, wiosna odpłaciła nam słońcem tę srogą zimę. Nie czekaliśmy długo, żeby wykorzystać dobrą pogodę. Siedzenie w domu, w takim razie, to po prostu głupota. Nie potrafiłabym ukryć się pod dachem, kiedy wszystko zachęcało mnie do wyjścia na zewnątrz.
Oparłam się o framugę drzwi, prowadzących na taras. Z ogrodu dobiegał zapach grillowanego mięsa. Słychać było śmiechy i ożywione rozmowy. Niall machał łopatką do grilla, zabawiając gości. Wszyscy nasi przyjaciele słuchali jego opowieści, a niektórzy dosłownie płakali ze śmiechu. Uśmiechnęłam się pod nosem i westchnęłam ciężko.
- Emi! - zawołał Niall. - Chodź do nas!
Posłusznie wyszłam na taras. Zajęłam wolne krzesło i próbowałam połapać się w opowieści chłopaka. Po chwili, domyśliłam się, że opowiadał zabawne zdarzenia, które miały miejsce na ślubie jego brata, Grega. Szybko wyłapałam kontekst - chciał, żeby jego wesele było równie wspaniałe.
On dosłownie żył przygotowaniami, a ja wciąż byłam bez niczego. Wiedziałam, że niedługo będę musiała wybrać się z Olivią do jakiegoś salonu sukien ślubnych, czy coś w tym rodzaju. Data już została ustalona, a wszyscy goście zaproszeni. Na szczęście, nie planowaliśmy wesela na tysiące osób, tylko sama najbliższa rodzina i przyjaciele. Nie lubiłam hucznych imprez. Zdecydowanie wolałam skromne przyjęcia.
Dopiero po jakimś czasie, zdałam sobie sprawę, że podświadomie nie mogę się doczekać tego dnia. Na samą myśl o składaniu przysięgi, serce zaczynało mi szybciej bić; zawsze uważałam to za tę bardziej stresującą część ślubu. Nie chciałabym zemdleć przed ołtarzem albo potknąć się o własne nogi.
- Emily, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - głos Nialla wytrącił mnie z zamyślenia.
- Co? - palnęłam.
- Goście już poszli - oznajmił, na co rozejrzałam się dookoła; zostaliśmy sami.
- Przecież dopiero co przyszli - zdziwiłam się.
- Już dawno poszli. Odcięłaś się na jakąś godzinę.
Wybuchnęłam śmiechem. Nie mogłam uwierzyć, że aż tak długo patrzyłam się w jeden punkt i rozmyślałam. Wydawało mi się to niemożliwe, a jednak miało miejsce. Faktycznie, słońce zaczęło znikać za horyzontem.
Potrząsnęłam głową, odganiając myśli, po czym wstałam z krzesła. Ruszyłam w stronę domu, a Niall dreptał za mną.
- Możemy polecieć do Irlandii już za tydzień? - zapytał.
- Jasne, a czemu?
- Przecież za dwa tygodnie bierzemy ślub...
Oniemiałam.
Czas płynął o wiele szybciej niż przypuszczałam. Nie wierzyłam, że pozostało czternaście dni.
Złapałam się za głowę.
Na prawdę, najwyższy czas na rozpoczęcie przygotowywań. Nie chodziło mi wcale o sprawy organizacyjne. Bardziej martwiłam się moim mentalnym nastawieniem.
To działo się na prawdę. Niedługo będę panią Horan.
Dotarło to do mnie wyjątkowo niespodziewanie. Dosłownie jakby nagle meteoryt spadł na Ziemię i zniszczył całą ludzkość.
To prawda. To już niedługo.
Uszczypnęłam się, ale wciąż stałam w tym samym miejscu, nie obudziłam się ze snu.
Zdążyłam dojść do kuchni, a nawet się nie zorientowałam, że ponownie odleciałam myślami do innego wymiaru.

Zanim się obejrzałam, stałam z Maurą w kuchni, robiąc ciasto.
Miałam niesamowite szczęście, mając taką teściową, a w zasadzie przyszłą teściową. Natomiast ta cała przyszłość nie była już tak bardzo odległa. Kolejne dni upływały nieubłaganie.
Niespodziewanie, do pomieszczenia wbiegła Olivia, która przyjechała tu razem z nami. Łapczywie porwała kawałek surowej masy na ciasto, po czym od razu ją wypluła. Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Odepchnęłam ją. Olivia i kuchnia to na prawdę kiepskie połączenie.
- Kiedy będzie gotowe? - dopytywała.
- Nie myśl o nim przez najbliższe dwie godziny - odparła Maura.
Blondynka opuściła ręce ze zrezygnowaniem i, powłócząc nogami, wyszła do ogrodu.
Wciąż chichotałam pod nosem, nie dowierzając w niedorzeczność przyjaciółki.
Chwilę później, przypomniałam sobie, że to właśnie z nią pojechałam poprzedniego dnia do Dublina, żeby kupić suknię. Odłożyłam jej wybór na ostatnią chwilę, ale wyjątkowo nie miałam z tym problemu. Na samą myśl o białym tiulu, przeszły mnie przyjemne dreszcze. Gdzieś w podświadomości, nie mogłam się doczekać kiedy ją założę.
- Zostały ci dwa dni wolności - zażartowała mama Nialla, na co zaśmiałam się pod nosem.
Miała rację, choć wcale mi to nie przeszkadzało. Bycie więźniem miłości jest o wiele lepsze niż trwanie w samotności.

*

Wieeeem, że ten rozdział nie ma sensu.
Wiem, że czekaliście na niego MIESIĄC...
Tak bardzo przepraszam.
Miałam na prawdę dużo na głowie, ale tak czy siak,
zostaje mi do napisania ostatni rozdział opowiadania.
Tak, jeszcze tylko trzydziestka piątka i koniec BIYD.
Postaram się go napisać jak najszybciej.

Bardzo Was kocham i dziękuję za wsparcie x

PS Zapraszam na moje nowe opowiadanie
 o Michaelu Cliffordzie (może są tu jakieś 5SOSFam)
MASK (klik)