sobota, 31 maja 2014

Rozdział 27.

Wciąż czekałam na jego reakcje, ale wyglądał jakby dosłownie skamieniał. Dopiero po chwili odkrył usta, ukazując szeroki uśmiech. Odetchnęłam z ulgą, a ogarnęła mnie nieodparta ochota rozryczenia się jak małe dziecko.
Niall zaczął się śmiać, siadając jeszcze bliżej mnie. Ujął mą twarz w dłonie i pocałował czule. Jak z każdym kolejnym pocałunkiem, zakochałam się w nim na nowo. Wiedziałam, że będzie wspaniałym ojcem, jak nikt inny.
- Tak bardzo cię kocham - powiedział, tym samym wywołując u mnie wewnętrzną histerię.
- Bzdura - odparłam. - Ja kocham cię bardziej.
Wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem, po czym pokręcił przecząco głową. Nie chciałam się z nim kłócić jak w tanim romansie, ale mimo to, wiedziałam swoje.

Pakowałam ciuchy do walizki, kiedy do pokoju weszła Olivia. Skrzyżowała ręce na piersi i oparła się o framugę drzwi. Czułam na sobie jej wzrok.
- Więc nie wracasz do domu? - zapytała.
- Nie - odpowiedziałam. - Lecę do Irlandii.
- Nieźle.
Popatrzyłam na nią i uśmiechnęłam się; sama jeszcze nie wierzyłam w to, co się działo. Westchnęłam, po czym popatrzyłam w lustro powieszone na ścianie. Obróciłam się bokiem i uniosłam koszulkę. Na widok wypukłości na brzuchu zakryłam usta dłonią; tak szybko rośnie.
- Nie szalej za bardzo - pouczyła mnie przyjaciółka.
- Zobaczymy się w Sylwestra.
Wtedy podeszła bliżej i rzuciła się mi na szyję. Miałam wrażenie, że nie zobaczę jej przez kilka lat, a w rzeczywistości było to tylko kilka dni.
- Czekaj, mam dla ciebie prezent - powiedziała nagle Olivia.
Wybiegła z sypialni. Skoro miałyśmy dawać sobie prezenty to podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej niewielki pakunek. Na myśl o jego zawartości uśmiechnęłam się do siebie. Po chwili dziewczyna wróciła, trzymając w ręku pudełko niewiele mniejsze od mojego. Wymieniłyśmy się i wybuchnęłyśmy śmiechem. Bez zastanowienia rozerwałam papier, żeby zobaczyć co jest w środku. Wyciągnęłam długi sznurek, do którego przyczepione kolorowymi spinaczami były zdjęcia, ale nie byle jakie. Na każdym widziałam siebie wraz z Olivią, a zrobione zostały moim Polaroidem. Obróciłam je i zauważyłam, że są na nich podpisy. Przez łzy nie mogłam poskładać literek do kupy, więc postanowiłam wrócić do tego później. Jeszcze raz uścisnęłam dziewczynę, a wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Przetarłam twarz rękawem koszulki, po czym pospieszyłam, żeby otworzyć. Na progu stał, jak zwykle uśmiechnięty, Niall. Wpuściłam go do środka i wróciłam do pokoju, w celu zabrania swojej walizki.
Kilka minut później, byliśmy w drodze na lotnisko. Po odprawie, od razu wsiedliśmy do samolotu. Z miejsca przy oknie mogłam podziwiać widoki. Oczywiście, nieuniknione były rozmyślania. Jak zwykle zadręczałam się pytaniami typu "czy wszystko będzie w porządku?", "czy mnie polubią?".
Ale wciąż pozostawała najważniejsza kwestia: jak zareagują na dziecko?
Jeszcze nigdy mnie nie widzieli na oczy, a ja na powitanie wyskoczę z taką wiadomością... Pomyślą, że jestem chora psychicznie, jak nic.
Nagle Niall wyrwał mnie z zamyślenia, za co byłam mu ogromnie wdzięczna.
- Niedługo będziemy na miejscu - oznajmił; zaskoczyła mnie ta informacja. Nie mogłam uwierzyć, że przez całą podróż myślałam o takich głupotach.
- Ktoś będzie na nas czekał?
- Greg powiedział, że nas odbierze.
Nie wiedząc czemu, odetchnęłam z ulgą. Brat Nialla zawsze wydawał się być fajnym gościem, więc spotkania z nim nie obawiałam się tak bardzo.
Tak jak zostałam wcześniej uprzedzona, na lotnisku czekał starszy Horan. Widok ściskających się braci, wywołał uśmiech na mojej twarzy. Potem uścisnęliśmy sobie z Gregiem dłonie i już po chwili szliśmy do jego samochodu. Samotnie zajęłam miejsce z tyłu wraz z dwoma torbami. Kiedy usłyszałam burczenie silnika, momentalnie zaczęłam panikować; spotkanie było coraz bliżej.
Po drodze nie przyjrzałam się zbyt dobrze Dublinowi, ale wiedziałam, że nie była to moja ostatnia wizyta w tym mieście. W myślach zapisałam to miejsce jako jedno z tych, które chcę zwiedzić w przyszłości.
W końcu wjechaliśmy na podjazd pod domem przeciętnych rozmiarów. Był skromny, ale schludny i zadbany. Zapewne niejeden przechodzień miał ochotę zajrzeć do środka, a mnie właśnie przytrafiła się taka okazja.

Niall chwycił moją dłoń, próbując mi dodać otuchy, po czym ruszyliśmy w stronę drzwi frontowych. Kolana mi drżały, a serce biło szybciej niż zwykle. Przeszliśmy przez próg, ale w hallu nikt na nas nie czekał. Dopiero gdy drzwi się zamknęły, usłyszałam, zbliżające się kroki. Z innego pokoju przyszła Denise, trzymając małego Theo na rękach. Od tej chwili wiedziałam, że bratanek Nialla to najpiękniejsze dziecko na świecie. Niespodziewanie po schodach zbiegła Maura i rzuciła mi się na szyję;
kompletnie mnie zamurowało.
Do nocy wszyscy rozmawialiśmy na najróżniejsze tematy. Każdy był dla mnie niezwykle miły i poczułam się jakbym była członkiem tej rodziny. Uwielbiałam tych ludzi do granic możliwości.

Szykując się na świąteczną kolację, zastanawiałam się, która sukienka będzie odpowiednia. Nie mogłam wybrać żadnej obcisłej, bo przecież nikt nie jest ślepy. Nie chciałam tak długo zwlekać z tą informacją, ale nie mogłam tego też powiedzieć tak ni stąd, ni zowąd.
Sięgnęłam po workowatą bluzę z kapturem, ale zdecydowanie nie nadawała się na odświętny wieczór. Cisnęłam nią na dno walizki. Nagle zaczęłam się denerwować jak nigdy wcześniej. Dotarło do mnie, że jestem tylko zwykłą dwudziestolatką. Ludzie pomyślą, że zwariowałam, a rodzice mnie wydziedziczą. Dopiero co, mama mnie ostrzegała, a ja zrobiłam na przekór wszystkiemu. Załamana, złapałam się za głowę.
Co ja zrobiłam?
- Jesteś gotowa? - Niall niepostrzeżenie wszedł do pokoju.
Spojrzałam na białą koszulkę, którą miałam na sobie, a później na niego; odpowiedź była oczywista. Jego granatowa koszula na pewno nie pasowała do mojego zwykłego stroju.
- Coś nie tak? - zapytał.
Pokręciłam przecząco głową, gryząc się w język. Nie chciałam znowu ryczeć jak głupia, ale najwyraźniej to było silniejsze ode mnie. Westchnęłam ciężko.
- Trzeba im powiedzieć - wtrąciłam.
- Wiem - odparł, markotniejąc nagle.
Wyglądało na to, że nie tylko ja miałam wątpliwości co do reakcji rodziny. Pocieszał mnie fakt, że już nigdy więcej nie będę z tym sama. Z Niallem przy boku od razu nabierałam sił.

sobota, 24 maja 2014

Rozdział 26.

Kiedy wróciłam do domu z uczelni usłyszałam śmiech, dobiegający z kuchni. Zdjęłam buty, po czym od razu tam poszłam. Zastałam Olivię siedzącą przy stole i patrzącą na swoje dłonie. Wciąż się śmiała, ale to zdecydowanie nie było z radości; czułam ironię. Bez zastanowienia usiadłam na przeciwko przyjaciółki i złapałam ją za podbródek, żeby zobaczyć jej twarz. Miała czerwone, spuchnięte oczy. Zacisnęła usta, tworząc z nich cienką linię, ale nie spuszczała ze mnie wzroku.
- Płakałaś? - zapytałam, a ta w odpowiedzi skinęła głową. - Dlaczego?
Spanikowałam, gdyż obawiałam się co powie. Nie mogłam wymyślić nic, przez co mogłaby płakać.
Jak wiele zmieniło się podczas mojej nieobecności?
- Wiesz... - zaczęła. - To dość proste. Jason jest z Dylan. Uwierzysz?
Wybuchnęła nerwowym śmiechem, a ja z wrażenia otworzyłam usta. Na początku myślałam, że to jakiś słaby żart, bo nigdy nie spodziewałabym się czegoś takiego po moim przyjacielu. Miałam ogromną nadzieję, że wreszcie ułoży swoje sprawy z Olivią, a zamiast tego on jeszcze bardziej namącił. Automatycznie zaczęła narastać we mnie złość. Ufałam mu i wierzyłam, że potrafi się zaopiekować dziewczyną, a zwłaszcza, że była nią moja najlepsza przyjaciółka.
Przypomniałam sobie o czymś i od razu w mojej głowie narodził się świetny pomysł. Nie zwlekałam długo, żeby się nim podzielić.
- Słuchaj - powiedziałam. - Niall idzie dziś ze znajomymi do klubu. Chcesz pójść?
Bez wahania skinęła głową. Musiałam ją jakoś rozruszać, bo nie mogłam znieść widoku jej łez. Najwyraźniej ona także uważała to za dobry pomysł. Od razu chwyciłam ją za nadgarstek i zmusiłam do zmiany ciuchów. Luźne dresy nie były najlepszym strojem na dyskotekę. Wiedziałam, że to dobrze jej zrobi, bo zawsze potrafiła się bawić. Poza tym wypad ze znajomymi nie raz poprawiał humor.
Wieczorem wyszłyśmy z domu i pojechałyśmy do jednego z londyńskich klubów, gdzie miałyśmy spotkać się z resztą. Od razu zaprowadziłam Livi do baru i postawiłam jej drinka, gdy ja miałam wieczór bez alkoholu. Czekałyśmy na Nialla, gdyż jeszcze się nie zjawił. Poszłyśmy potańczyć, dopóki nie zobaczyłam w tłumie mojego ukochanego blondyna. Bez wahania do niego pobiegłam, ciągnąć za sobą przyjaciółkę. Wtedy zobaczyłam, że nie jest sam, tak jak mówił wcześniej. Natomiast jego towarzysze nie byli zwyczajnymi ludźmi, co zdecydowanie mnie zaskoczyło. Nie mogłam ich pomylić z nikim innym, nie ma opcji. Tak, to na pewno oni - zespół 5 Seconds of Summer. Wtem poczułam mocny ucisk na ramieniu. Spojrzałam w bok i ujrzałam skamieniałą twarz Olivii. Otrząsnęłam się dopiero po kilku sekundach, ale musiałam powstrzymywać śmiech. Uścisnęłyśmy sobie dłonie ze wszystkimi chłopakami i znowu zaczęłyśmy świrować. Miałam wrażenie, że wróciłyśmy do czasu, kiedy skakałyśmy w pokoju na widok teledysku One Direction w telewizji. Wcześniej nie myślałam o tym, że mogę poznać jakichś moich idoli, a teraz każdy był dosłownie na wyciągnięcie ręki, wystarczyło po nich sięgnąć.


Poczułam przypływ radości, którym natychmiast musiałam się podzielić ze światem. Chwyciłam Nialla za rękę i zaczęłam z nim tańczyć. Śmiałam się jak głupia, ale lubiłam to. W żadnym stopniu nie obchodziła mnie opinia innych ludzi, więc robiłam co tylko chciałam. Zerknęłam w prawo i zobaczyłam, że Olivia rozmawia żywo z Calumem. Na ten widok uśmiechnęłam się do siebie. Wiedziałam, że nic nie może zepsuć tej cudownej chwili. Wirowałam na parkiecie jakby nikogo poza nami nie było w pomieszczeniu. W rzeczywistości klub był wypchany po brzegi, ale wolałam trwać w tym co miałam w głowie. Wtuliłam się w pierś ukochanego i wiedziałam, że wszystko jest dokładnie tak jak być powinno. Pojedyncza łza szczęścia spłynęła po moim rozgrzanym policzku.
Mogę spokojnie nazwać siebie najszczęśliwszą osobą na świecie.

Po południu następnego dnia grzałam się przy kominku w domu Nialla, kiedy na dworze sypał śnieg. Nawet gruby sweter i ciepłe skarpety nie wystarczały. Byłam pewna, że gdybym zapłakana wyszła na dwór to z moich łez powstałyby sople.
Na myśl o poprzedniej nocy, uśmiech sam cisnął mi się na usta. Wciąż czułam nieodparte szczęście, dopóki nie usłyszałam strasznej wiadomości.
- Moi rodzice bardzo chcieliby cię poznać - oznajmił blondyn. - Proponują, żebyśmy pojechali do nich na święta.
Miał rację, w końcu musiałam stanąć z nimi twarzą w twarz, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić jak to będzie wyglądać. Narodziły się we mnie obawy, które narosły, gdy przypomniałam sobie o niezwykle istotnej sprawie.
- N-niall... - musiałam mu to w końcu powiedzieć, nie mogłam dłużej zwlekać.
Serce zaczęło mi walić tak szybko jakby miało zaraz wyskoczyć z piesi. Wzięłam głęboki wdech, żeby się uspokoić, ale nawet to nie pomogło.
Zauważyłam, że wołając jego imię nie zwróciłam na siebie uwagi; on wcale mnie nie słuchał. Był zaaferowany kompletnie czymś innym.
- To jak? - zapytał, ignorując moje wezwanie. - Chcesz jechać?
- Jasne, ale...
- Świetnie! - przerwał, nie pozwalając mi dokończyć.
Poddając się, spuściłam głowę; byłam zupełnie bezsilna. Nagle Niall wstał i wyszedł z salonu, zostawiając mnie samą przy kominku. Wyciągnęłam ręce w stronę ognia, a miłe ciepło automatycznie wywołało uśmiech na mojej twarzy.
Zaczęłam się zastanawiać jak on zareaguje na tą wiadomość. Wyobraziłam sobie najgorszy scenariusz, w którym zostaję sama bez żadnego wsparcia, ale w rzeczywistości byłam pewna, że tak się nigdy nie stanie.
Po chwili Horan wrócił i ponownie usiadł obok. Westchnął ciężko, wyciągając nogi przed siebie.
- Niall, posłuchaj - powiedziałam, ale tym razem pewniejszym głosem niż ostatnio.
- Słucham - odparł, patrząc mi prosto w oczy z czułością.
Jego wzrok sprawił, że cała pewność siebie nagle ze mnie uleciała. Zaczęłam zastanawiać się jak mogę to ubrać w słowa. Wzięłam głęboki wdech, a ręce zaczęły mi niekontrolowanie drżeć.
- J-ja - zaczęłam powoli, postanawiając, że zakończę to o wiele szybciej. - Jestem w ciąży.
Udało się, powiedziałam to! Było ciężko, ale po tych słowach od razu poczułam ulgę. Jednak reakcja Nialla na nic nie wskazywała. Siedział w bezruchu z rozchylonymi ustami. Milczenie przyprawiło mnie o jeszcze większe zdenerwowanie. Czarne myśli powróciły i były bardziej realne, niż kiedykolwiek. Czekałam na to żeby coś powiedział, cokolwiek. W końcu otrząsnął się, a nawet uśmiechnął.
- Dobry żart, Emi - wybuchnął śmiechem. - Prawie ci uwierzyłem.
Odchrząkając znacząco, wlepiłam wzrok w paskowany dywan.
- N-nie żartowałaś? - zapytał cicho.
W odpowiedzi potrząsnęłam głową. Nie żartowałabym z czegoś takiego. Wtem poczułam na ramionach mocny uścisk jego dłoni. Podniosłam wzrok i ujrzałam bardzo poważną twarz.
- Mówisz na serio? - dopytywał.
- Tak! - syknęłam podirytowanym głosem.
Puścił mnie, po czym zakrył usta dłonią. Zobaczyłam w jego oczach panikę, przez co mnie także momentalnie ogarnął strach.
Jaka była jego pierwsza myśl?

piątek, 16 maja 2014

Rozdział 25.

Gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania odetchnęłam z ulgą; wreszcie koniec tego upokarzającego wieczoru. Zrzuciłam z siebie koszulę i całą resztę, żeby tylko móc wziąć upragniony prysznic. Na tej przeklętej kolacji zdążyłam się nieźle spocić, czego oczywiście dałoby się uniknąć, gdyby rodzice mnie nie zawstydzali.
Kierowałam się do łazienki, jednak zanim do niej weszłam usłyszałam chichot przyjaciółki. Byłam pewna, że śpi o tej porze. Zajrzałam do jej pokoju i zobaczyłam Jasona, siedzącego na łóżku. Szczęka opadła mi z wrażenia, ale nie chciałam im przeszkadzać, więc po cichu się wycofałam. Dopiero po chwili dotarła do mnie ta informacja, która wywołała uśmiech. Z radości do łazienki poszłam w podskokach.

Po ciężkiej nocy wreszcie się obudziłam. Na zegarku była dopiero szósta rano, ale nie mogłam dłużej wytrzymać w łóżku. Nie wyspałam się przez cogodzinne pobudki. W połowie pokoju spojrzałam w lustro; moje włosy wyglądem przypominały gniazdo dla ptaków. Ze skwaszoną miną poszłam do kuchni, szurając kapciami po panelach. Podeszłam do ekspresu do kawy i zrobiłam sobie najmocniejszą kofeinową bombę jaką potrafiłam.
Jeśli za chwilę się nie obudzę to zwariuję.
- Co się tak tłuczesz? - syknęła Olivia, wchodząc do pomieszczenia.
- Kawę robię - powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Siadaj, ja to zrobię.
Nie protestowałam. Grzecznie usiadłam przy stole, kładąc głowę na blacie. Z wielką trudnością popatrzyłam w okno, żeby sprawdzić co się dzieje na zewnątrz. Nie byłam pewna czy mam zwidy, ale padał śnieg.
- Livi, mąka pada z nieba.
- Co ty wymyślasz? - zaśmiała się, ale popatrzyła za szybę. - To śnieg, Em, śnieg. Zima się zbliża, więc pada.
Zabuczałam na znak protestu. Nie chciałam zimy, kochałam lato! Na myśl o przeszywającym zimnie, przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. Na szczęście zapach smażonego jajka od razu podniósł mnie na duchu. Po chwili Olivia postawiła przede mną talerz z jajecznicą i kubek z gorącym napojem. Zaczęłam jeść powoli, a zaledwie po kilku kęsach zrobiło mi się niedobrze, żołądek podskoczył mi do gardła. Bez wahania wstałam i popędziłam do łazienki. Zdążyłam zwrócić śniadanie, zanim przyjaciółka przyszła sprawdzić co się stało.
- Ej, co jest? - zapytała.
- Niedobrze mi się zrobiło, może jakieś nieświeże te jajka.
- Przepraszam...
- Nie szkodzi, zdarza się.
Po wstaniu z podłogi czułam się jeszcze gorzej, niż przed chwilą. Liczyłam na to, że chłodny prysznic mi pomoże.
Zrobiłam wszystkie potrzebne rzeczy, ale zajęcia zaczynały się dopiero o jedenastej, więc miałam masę wolnego czasu. Niestety zostałam sama, gdyż Liv musiała iść do pracy. Postanowiłam, że spróbuję chociaż na chwilę się zdrzemnąć.
Cholera. Kto budzi mnie w środku nocy?
Sięgnęłam po telefon, a na wyświetlaczu zobaczyłam numer Jasona. Zerwałam się z łóżka jednocześnie, próbując wcisnąć zieloną słuchawkę?
- Gdzie ty jesteś? - zapytał.
- W domu - wycedziłam przez zęby, w tym samym czasie zakładając buty.
Po kilku minutach wyszłam z mieszkania i jak najszybciej pobiegłam na autobus. Miałam łzy w oczach, ale nie zatrzymałam się ani na chwilę. Ten dzień od początku zapowiadał katastrofę.

W sali wykładowej opierałam głowę na ręce, a powieki mimowolnie mi opadały. Byłam cholernie niewyspana, czułam się potwornie. Kiedy byłam na granicy snu, usłyszałam chichot, ale nie byłam pewna czy dobiegają one z mojej głowy, czy z pomieszczeniu, w którym siedziałam. Otworzyłam oczy, żeby się upewnić i wtedy zobaczyłam kilka twarzy skierowanych w moją stronę. Poczułam coś wilgotnego na podbródku; pospiesznie wytarłam ślinę, co poskutkowało wybuchem śmiechu. Miałam ochotę wtopić się w podłogę, ale jedyne co mogłam zrobić to osunąć się na krześle.
Po zakończonych zajęciach odetchnęłam z ulgą. Kiedy wyszłam z budynku uczelni wszystko natychmiast zmieniło się na lepsze. Niall oparty o poręcz u stóp schodów, to było to. Nawet jak nic nie mówił to poprawiał mi humor. Zbiegłam na dół, po czym wtuliłam twarz w jego pierś, a rękoma objęłam w pasie.
Wreszcie coś miłego.
- Hej, kochanie - powiedział wesoło, całując mnie w czoło.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że przyszedłeś.
Nie miałam najmniejszej ochoty go puszczać, ale w końcu musiałam. Nie chciałam mu opowiadać o ciężkiej nocy i jeszcze gorszym poranku. Postanowiłam, że będę cieszyć się jego obecnością.
Chwycił moją dłoń i poszliśmy przed siebie. Zaplanował bardzo długi i nadzwyczaj męczący spacer aż do mojego mieszkania.
Kiedy w spokoju jedliśmy obiad, nagle ogarnął mnie bezpodstawny smutek. Miałam ochotę walnąć twarzą w talerz z jedzeniem.
Za oknem wciąż prószył śnieg, co jeszcze bardziej mnie dołowało.
- Pójdziemy na spacer? - zaproponował Niall.
Przytaknęłam; miałam ochotę, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza.
Zeszliśmy do podziemi, żeby pojechać metrem do centrum. Na zejściu w dół powitał nas mocny powiew wiatru, który zmusił mnie do przytrzymania czapki.


Nagle usłyszałam śpiew i brzdąkanie gitary. Był to mężczyzna z długą brodą, próbujący zarobić. Od razu spodobał mi się jego występ. Najwyraźniej Niall to zauważył, gdyż podszedł do niego i wrzucił mu kilkadziesiąt funtów do pokrowca na gitarę. Na twarzy mężczyzny momentalnie pojawił się uśmiech i niezmierna wdzięczność. Wtem blondyn przybliżył się bardziej, żeby powiedzieć mu coś na ucho. Z zaciekawieniem zrobiłam krok w ich stronę. Po chwili Horan wziął gitarę do ręki i zaczął grać. Nie odrywał ze mnie wzroku, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu. Przechodnie zaczęli się przyglądać, a niektórzy nawet zatrzymywać. Poczułam zawstydzenie, nie wiedziałam co robić.
- Głuptas z ciebie - powiedziałam, kiedy poszliśmy dalej.
- Zakochany.


*

Znowu króciutko, ale szczerze to jestem z tego rozdziału bardziej zadowolona niż z poprzedniego. Mam nadzieję, że będzie tylko lepiej i nie opuścicie mnie.
+ zapraszam do zagłosowaniu w ankiecie obok

wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 24.

Podczas gdy bezczynnie leżałam na kanapie, usłyszałam pukanie do drzwi. Otarłam twarz z dawno wyschniętych łez. Wstałam i powłócząc nogami poszłam, żeby otworzyć. Kiedy nacisnęłam na klamkę, niespodziewanie poczułam ukłucie w skroni. Syknęłam z bólu, po czym pociągnęłam drzwi w swoją stronę. Przede mną stał śliczny blondyn, którego widok tak bardzo lubiłam.
Już mam halucynacje czy jak?
Chłopak lekko uniósł kąciki ust ku górze. Przeczesał dłonią jasne włosy i spojrzał na mnie jakby nigdy nic. Gdybym nie podtrzymywała się framugi na pewno bym upadła.
- Przepraszam, Emi - powiedział spokojnym głosem.
Już nie czułam łez spływających po twarzy; po prostu płynęły, niekontrolowanie. Miałam ograniczoną widoczność, a na dodatek musiało mi się zakręcić w głowie. Świetnie.
- Hej - wtrącił Niall, łapiąc mnie w talii. - Co się stało?
- Ty idioto! - zaczęłam wrzeszczeć i machać rękami.
Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko się nie wydarzyło. Jakby tego było mało, Niall był zaskoczony moim zachowaniem. Najwyraźniej nie miał zielonego pojęcia o katastrofie, która miała miejsce poprzedniego dnia. Posłałam mu pytające spojrzenie, a on w odpowiedzi jedynie rozłożył ręce. Zaczęłam powoli wracać na ziemię.
- Dlaczego nie polecieliście? - zapytałam w końcu.
- Złe warunki atmosferyczne, za duże ryzyko - odparł.
Bez zastanowienia rzuciłam się mu na szyję. Zapomniałam o całej naszej kłótni i skupiłam się na dziękowaniu, że żyje. Chwyciłam go za rękę i wprowadziłam do środka. Gdy siedziałam na kanapie obok niego, wszystko nabierało barw. Mimo to musiałam mu uświadomić, co działo się ze mną po tym jak wyszedł. Opowiedziałam o wiadomościach z telewizji.
- Myślałam, że tam byłeś... - spuściłam głowę, przypominając sobie okropne uczucie pustki. - Na dodatek nie odbierałeś telefonu, dla mnie to było jednoznaczne.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam na jego twarzy zaskoczenie, które po chwili przemieniło się w zatroskanie. Niespodziewanie objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie. Miałam wrażenie, że płacze, ale to mógł być jedynie wymysł mojej wyobraźni. Nie odrywając się, zaczął szeptać.
- Przepraszam, że musiałaś przeze mnie cierpieć. Nigdy więcej nie pozwolę, żebyś płakała z mojego powodu.
Wytrzeszczyłam oczy. Nie spodziewałam się, że ktoś może kochać mnie tak bardzo, żeby składać takie deklaracje. Jednak mimo to na sercu zrobiło mi się niesamowicie ciepło. Całą atmosferę zniszczył nagły dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz - mama. Kiedy odebrałam, Niall wymknął się do mojego pokoju.
- Halo? - powiedziałam do słuchawki.
- Dzień dobry, kochanie - usłyszałam miły głos matki. - Jak się czujesz?
- O wiele lepiej niż wczoraj - zaśmiałam się; nie mówiłam jej o niczym.
- Posłuchaj - szykowała coś specjalnego, czułam to. - Dziś rano myśleliśmy z tatą... no wiesz, w końcu tak długo spotykasz się z tym chłopcem, a my go nawet nie znamy. Może przyjechalibyście do nas na obiad?
Kompletnie mnie zamurowało. Niall z moimi rodzicami? Na tą myśl serce od razu zaczęło mi bić szybciej. Co niby miałabym robić na takim obiedzie? Jeść, no jasne, ale nie mogę przystać na tą propozycję.
- Nie jestem pewna czy to dobry pomysł - próbowałam się jakoś wymigać. - Poza tym Niall wyjeżdża do Ameryki.
- Nie przesadzasz troszeczkę?
Nie miałam pojęcia co miała na myśli, ale wiedziałam, że nie skończy się to dobrze. Nalegała, nie było drogi powrotnej.
Po skończonej rozmowie poszłam do pokoju, w którym skitrał się Horan. Po przekroczeniu progu zobaczyłam, że dorwał się do jednego z moich aparatów. Od razu do niego podbiegłam, żeby wyrwać mu moje "dziecko" z rąk. Ostrożnie schowałam go do pokrowca i odłożyłam na miejsce. Spojrzałam na chłopka spode łba. Ten w odpowiedzi wyszczerzył zęby i podniósł ręce do góry na znak kapitulacji. Pokręciłam głową z dezaprobatą. Wtem przypomniała mi się propozycja rodziców... Musiałam powiedzieć o tym Niallowi.

- Nie mogę uwierzyć, że tam jedziemy - mówiłam do siebie, patrząc przez szybę samochodu.
- Przestań mamrotać - zaśmiał się blondyn.
Czy on się nigdy nie denerwuje?
Nie spuszczając oczu z drogi, położył swoją dłoń na moim kolanie. Po całym ciele przebiegły mi niekontrolowane dreszcze. Ten mały gest podniósł mnie nieco na duchu, ale dłonie wciąż były wilgotne od potu.
Jeszcze tylko kilkanaście minut dzieliło nas od dotarcia do celu. Tata wysyłał mi sms-y z pytaniem gdzie jesteśmy. Ciekawiło mnie jak zaplanowali ten wieczór. Obawiałam się, że mama przygotowała coś w bardziej eleganckim stylu; to do niej pasuje.
W końcu wjechaliśmy na podjazd. Wzięłam głęboki wdech i postanowiłam zachować spokój. Przecież nie może wydarzyć się nic nadzwyczajnego. To przecież zwyczajny obiad, nic specjalnego. Przymknęłam oko na fakt, że rodzice będą siedzieć przy jednym stole z moim chłopakiem. Nigdy wcześniej nie przedstawiałam im żadnego chłopaka, więc pewnie dlatego cała ta sytuacja przyprawiała mnie o mdłości.
Dobra, spokój.
Wysiadłam z auta i o dziwo się nie wywróciłam. Niall trzymał w ręku ulubione kwiaty mojej mamy. Chciał jej się przypodobać; lizus. Zaśmiałam się w duchu i ruszyłam pewniejszym krokiem do drzwi. Nacisnęłam palcem na dzwonek, lecz w rzeczywistości marzyłam, żeby stamtąd uciec. Niestety ktoś zdążył nacisnąć na klamkę zanim wzięłam nogi za pas.
Na progu stanął ojciec w błękitnej koszuli, a zza jego ramienia wychylała się kobieta. Kątem oka zobaczyłam, że Niall poprawił kołnierz.
Przedstawiając ich sobie niezwykle się krępowałam, ale na szczęście nie było aż tak źle jak przypuszczałam. Mama bardzo się ucieszyła na prezent i od razu pobiegła do kuchni. Kiedy tam weszłam zobaczyłam jak wymienia kwiaty, które były w wazonie na te, które dostała. Przywitał mnie miły zapach matczynej kuchni; brakowało mi tego. Pomogłam nakryć do stołu, tak dawno tego nie robiłam. W tym czasie tata zabrał Nialla do pokoju, w którym trzymał swoją kolekcję piłkarskich gadżetów; dogadają się. Nagle całe zdenerwowanie ze mnie uleciało.
- Mam nadzieję, że się zabezpieczacie - usłyszałam, gdy układałam talerze.
- Proszę? - nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam.
- Słyszałaś.
- Mamo!
Nie mogłam uwierzyć, że zadała mi to pytanie. Momentalnie na mojej twarzy pojawiły się rumieńce. Jednak nie mogło obejść się bez zażenowania. Zakryłam twarz w dłoniach, przygotowując się na więcej. Zaczęło się dopiero, kiedy usiedliśmy przy stole. Rodzice nie znają granic... Opowiedzieli wszystkie moje najbardziej upokarzające historie z dzieciństwa. Natomiast ja bez przerwy gapiłam się w swój talerz, żeby tylko nikt nie zobaczył mojej czerwonej twarzy. Porażka...
Nagle usłyszałam śmiech Nialla. Wszyscy bawili się świetnie poza mną. Jednak kiedy tylko spojrzałam na jego zniewalający uśmiech, zapomniałam o każdej żenującej opowieści.



Przepraszam, że rozdział taki... beznadziejny.
Następnym razem postaram się bardziej.