Olivia wpuściła Luke'a do naszego mieszkania bez mojej zgody. Siedział przy stole, podczas gdy ja jadłam grzankę. Cieszyłam się, że miałam usta wypełnione chrupkim chlebem, bo na prawdę nie miałam ochoty na rozmowę. Czując, że chłopak na mnie patrzy, przewracałam oczami, unikając kontaktu wzrokowego. Po przełknięciu łyka ohydnej kawy, odważyłam się na niego spojrzeć.
- Po co przyszedłeś? - zapytałam, niezbyt miłym tonem.
- Odprowadzę cię na uczelnię - odparł.
- Nie musisz, potrafię sama wsiąść do metra.
Zaśmiał się jakbym opowiedziała jakiś na prawdę dobry żart, który tylko on zrozumiał. Od razu, gdy tylko zjadłam śniadanie, wstałam od stołu, żeby ubrać buty i płaszcz. Luke szedł za mną jak cień, co było niezwykle irytujące, ale postanowiłam go ignorować, żeby tylko nie powiedzieć czegoś, czego mogłabym później żałować.
Gdy wyszliśmy na zewnątrz, owinęłam się ciaśniej szalikiem Nialla, który wciąż trzymałam w swojej szafie. Odkąd znalazłam go w jego aucie, nie potrafiłam się z nim rozstać. Wtem ogarnął mnie ogromny smutek; czułam pustkę, będąc bez niego przy swoim boku. Niespodziewanie, z zadumy wyrwał mnie Luke, odchrząkający znacząco. Przyspieszyłam kroku, jakby to miało mi pomóc uwolnić się od natrętnego kolegi. Niestety, ten wciąż szedł obok.
Czyżby nie rozumiał, że nie potrzebuję jego towarzystwa? Najwyraźniej nie rozumiał, mimo że dawałam mu bardzo wyraźne sygnały.
Po kilku minutach weszłam do podziemnego pociągu wraz z nieodłącznym cieniem. Wzrokiem znalazłam jedno wolne miejsce, do którego wyrwałam bez zastanowienia. Luke także je zauważył, a jego długie nogi doprowadziły go szybciej do celu. Zadowolony, usiadł na siedzeniu, a ja ze zrezygnowaniem opuściłam ręce. Widząc moją reakcję, natychmiast wstał, ustępując mi miejsca.
No nie.
Popatrzyłam na niego spode łba.
- No siadaj - polecił.
- Nienawidzę cię... - syknęłam pod nosem, sama do siebie, po czym usiadłam.
Przez całą drogę, patrzyłam na zegarek, błagając żeby czas mijał szybciej, co niestety się nie wydarzyło. Gdy pociąg się zatrzymał, czym prędzej z niego wysiadłam, licząc na to, że Luke zostanie w środku i pojedzie dalej. Oczywiście moje pragnienia się nie spełniły i wciąż miałam towarzysza. Bez słowa, szłam prosto do budynku uczelni, zastanawiając się, co on zrobi, gdy pójdę na wykłady. Zaczynałam już wchodzić po schodach, aż w końcu postanowiłam coś mu powiedzieć.
- Możesz już sobie pójść. Odprowadziłeś mnie, jesteś wolny.
Już miałam się odwrócić, ale on jak zwykle był szybszy i skradł mi kolejny pocałunek.
- Cholera! - wrzasnęłam na niego. - Odwal się ode mnie!
Po tych słowach, wbiegłam do szkoły, nie zważając na jego zaskoczoną minę, ani na masę par oczu, skierowanych właśnie na nas. Byłam wściekła. Miałam serdecznie dość tego kolesia, który ciągle wpychał nochal w nieswoje sprawy. Kiedy na korytarzu ujrzałam Jasona, emocje momentalnie opadły. Nie chciałam pokazywać koledze, że coś jest nie tak, więc próbowałam zachować zimną krew.
Wyszłam ze szkoły, od razu po zakończonych zajęciach. Marzyłam tylko o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu, ale oczywiście nie mogło się obejść bez przeszkód; Luke czekał na mnie przed wejściem. Udawałam, że go nie widzę, ale ten nie odpuścił tak szybko jakbym chciała.
- Czego chcesz? - warknęłam.
- Tylko coś ci przekazać - powiedział, wyciągając rękę w moją stronę.
Spojrzałam na niego niepewnie; trzymał białą kopertę.
- No weź - polecił.
Chwyciłam list, po czym odeszłam bez słowa. Przez całą drogę powrotną, patrzyłam na napis "Emily" na białym tle. Dobrze znałam to pismo, ale postanowiłam otworzyć kopertę dopiero w swoim pokoju, na spokojnie, bez setek oczu, zwróconych w moją stronę.
Kiedy tylko weszłam do mieszkania, zdjęłam buty i kurtkę, i od razu położyłam się na łóżku. Ostrożnie rozerwałam papier, żeby nie uszkodzić zawartości. W środku znajdowała się jedynie krótka notka.
Droga Emily,
Proszę, przyjdź dziś o ósmej wieczorem na dach.
Niall x
Jak zaczarowana wpatrywałam się w te kilka słów napisane przez Nialla. "X", który postawił na końcu, wywołał u mnie niekontrolowany uśmiech.
Spojrzałam na zegarek; do ósmej miałam jeszcze dużo czasu, więc nie musiałam się spieszyć. Ciekawiło mnie jedynie, po co miałam iść na dach. Czyżby Niall chciał mnie zrzucić z wysokiego budynku? Na samą myśl o tym, wybuchnęłam śmiechem.
Po przeczytaniu listu dwudziesty raz, odłożyłam kartkę na szafkę nocną i poszłam coś zjeść. Nawet krojąc warzywa, myślałam o Nim. Dobrze pamiętam, kiedy pierwszy raz przyszedł do naszej kuchni i przeszkadzał mi w gotowaniu.
Nie wiem dlaczego, ale liczyłam na to, że wieczorem zdarzy się cud. Czas najwyższy na ingerencję mojego irlandzkiego szczęścia.
Za pięć ósma, zerwałam się z krzesła i popędziłam do szafy. Wyciągnęłam z niej ciepły sweter i włożyłam na siebie. Wtem na jednym z wieszaków, ujrzałam znajomą koszulkę, którą zwinęłam z domu Horana. Na jej widok uśmiechnęłam się sama do siebie, lecz od razu po tym musiałam się otrząsnąć. Szybko przeczesałam włosy, wsunęłam buty i wyszłam z mieszkania. Zaczęłam szybko wchodzić po schodach, pokonując po dwa schodki na raz. W końcu dotarłam do ciężkich drzwi, prowadzących na dach. Moją uwagę przykuły strzałki, narysowane białą kredą na ziemi; bez wahania poszłam za nimi. Po kilkunastu krokach, ujrzałam Nialla, siedzącego sobie jak gdyby nigdy nic, a obok niego leżała gitara.
- Niall...? - powiedziałam, niepewnie.
Zachęcił mnie ruchem ręki, abym podeszła bliżej. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, ale faktycznie mnie zachęcił. Usiadłam na przeciwko niego, wpatrzona jak w obrazek. Wtem, nagle oprzytomniałam, w mojej głowie wciął kłębiło się wiele pytań.
- Dlaczego kazałeś Luke'owi przekazać ten liścik? - zapytałam najpierw.
- Jest dobrym kumplem - zachichotał pod nosem.
Spojrzałam w bok, nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Nie byłam pewna czy chcę mu powiedzieć o tym jak Luke się do mnie kleił. Nie miałam pojęcia jaka może być jego reakcja, a możliwe, że wcale się tym nie przejmie.
- Przepraszam, że musiałaś go znosić - niespodziewanie przerwał cieszę?
- O czym mówisz?
- O Luke'u - odparł, robiąc przy tym minę zbitego psa. - To ja mu kazałem cię tak nachodzić.
- D-dlaczego? - kompletnie mnie zamurowało.
Wtedy, spuścił wzrok, jakby unikając odpowiedzi. Westchnął ciężko, po czym ponownie spojrzał mi w oczy. Wyglądał poważnie jak nigdy dotąd. Przez chwilę na prawdę bałam się jego odpowiedzi.
- Chciałem sprawdzić... - zaczął. - Jak będziesz przyjmować jego zaloty.
Nie byłam do końca pewna czy dobrze go zrozumiałam. Posłałam mu pytające spojrzenie, czekając na więcej szczegółów tego przebiegłego planu, jakim było wynajęcie kolegi do podrywania swojej byłej dziewczyny. Póki co, próbowałam poskładać ze sobą elementy tej dziwacznej układanki, ale wciąż coś mi nie pasowało.
- Teraz jestem pewien - dokończył.
Nie wyglądało na to, że chciał powiedzieć więcej, więc reszty musiałam się domyślić, co wcale nie było takie łatwe.
Nagle chwycił gitarę i przejechał palcami po strunach. Dźwięk, który z siebie wydała, wywołał u niego uśmiech; tak bardzo mi tego brakowało.
- Pamiętasz co ci kiedyś zagrałem? - zapytał.
- Jasne, że tak.
Jak mogłabym zapomnieć o jednym z najcudowniejszych dni w swoim życiu?
Uśmiechnęłam się sama do siebie, a wtedy Niall zaczął grać tę samą piosenkę, co tamtego dnia. Nie śpiewał, ale sama melodia sprawiała, że dreszcze przebiegały po całym moim ciele. Pozwoliłam sobie nucić pod nosem, odrywając się na chwilę od całego świata.
- Dlaczego tu przyszliśmy? - postanowiłam zapytać, gdy tylko skończył grać.
- Miałem w planie cię o coś zapytać, ale sam nie wiem - powiedział, śmiejąc się.
- Przestań! Pytaj o co chcesz.
Wtedy uśmiechnął się tak jak lubiłam najbardziej i wiedziałam dobrze, że ten uśmiech był zarezerwowany tylko dla mnie.
Kompletnie niespodziewanie, zaczął prószyć śnieg. Przez ciepło, bijące od Nialla, zdążyłam zapomnieć o zimie i mroźnym powietrzu.
- Pamiętasz jaki dziś dzień? - usłyszałam.
- Hmm, chyba wtorek - odparłam, na co Niall wybuchnął śmiechem.
- Tak, wtorek - potwierdził. - A święto?
Złapałam się za głowę; kompletnie zapomniałam jakie było święto. Bałam się, że właśnie popełniłam jakieś faux-pas.
- Wiesz - zaczął. - Zawsze marzyłem o tym, żeby zrobić to w walentynki.
Walentynki! Jak mogłam o nich zapomnieć? Ostatnimi czasy, kompletnie nie przejmowałam się kalendarzem i zapisanymi w nim ważnymi datami.
- Zaraz. Zrobić co? - oprzytomniałam.
Chłopak zbliżył się do mnie, a uśmiech wciąż nie mógł się od niego odkleić. Chwycił moją dłoń tak jak kiedyś. Znowu poczułam się potrzebna.
- Przepraszam cię, Emily - szepnął. - Działałem pod wpływem impulsu. Wiesz, że cię kocham, prawda?
- Wiem - odpowiedziałam, a nasze czoła się zetknęły.
Stęskniłam się za jego dotykiem, jak i za samą jego obecnością. Cud, na który liczyłam, faktycznie się zdarzył; nie mogłam być szczęśliwsza.
- To jak? - zapytał, odsuwając się. - Wyjdziesz za mnie?
Zaśmiałam się; na prawdę myślałam, że to żart. Właśnie wtedy, spoważniał, a może nawet posmutniał. Chyba uznał, że najzwyczajniej w świecie go wyśmiałam.
- P-poważnie? - ściszyłam głos, a ten w odpowiedzi skinął głową.
Zakryłam usta dłonią, nie dowierzając. Czekałam tylko, aż na dach wejdzie prezenter z ukrytą kamerą, ale nic takiego nie miało miejsca. To była prawdziwa propozycja, wcale sobie tego nie wymyśliłam.
Patrzyłam w te niebieskie oczy i próbowałam zrozumieć to, co się stało. Niall właśnie mi się oświadczył? Nie ma mowy, żebym w to uwierzyła.
Po chwili odchrząknął znacząco. Najwyraźniej zbyt długo trwałam w jednej pozycji. Zdaje się też, że zapomniałam o oddychaniu i mruganiu. W końcu wyrwałam się z transu, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Tak, ty głupku! - wrzasnęłam, rzucając się mu na szyję.
*
Dziękuję wszystkim, którzy głosowali na BIYD w ankiecie na blog miesiąca! Dzięki wam udało mi się zająć pierwsze miejsce, jesteście cudowni!♥
Wiem, że czekaliście na ten rozdział wieki (znowu), wybaczcie (znowu).
50 tysięcy wyświetleń to dla mnie zbyt duża nagroda :')